Fragmenty z książki: Waldemar Prarat, Z dziejów badań archeologicznych w widłach Wisły i Sanu na przełomie XIX i XX wieku, Wrzawy 2014.
Miejsce na Górze Plebańskiej, gdzie stał kościół badał miejscowy proboszcz ks. Jan Leszczyński. Kopiąc na szczycie wzgórza odkrył zgliszcza, a w nim odłamy brązowego znacznie stopionego kotła oraz duże ilości spalonego ziarna. Wg przekazu ks. Leszczyńskiego była w tym miejscu świątynia z czasów pogańskich. Odłamy kotła i ziarno ofiarował on za pośrednictwem A. H. Kirkora Muzeum Akademii Umiejętności. Z sadzawki na roli plebańskiej wydobył ks. Leszczyński kawał kamienia granitowego, który zdaniem Kirkora mógł być „ułamkiem jakiejś misy lub podstawy”. Kirkor podaje dalej, że dwór w Gorzycach był zbudowany na dawnym cmentarzysku pogańskim. Ale o tym szerzej będziemy mówić w innym miejscu.
W 1889 r. Gotfryd Ossowski pisał o cmentarzysku ciałopalnym z epoki brązu w Gorzycach. Czytaliśmy o tym na wstępie niniejszej publikacji. Nieco później, ale przed 1897 r. prof. Włodzimierz Demetrykiewicz był na Górze Plebańskiej: „Zwiedziłem wreszcie także wieś Gorzyce, leżącą w pobliżu Wrzaw prawie już przy ujściu dawnego koryta Sanu do Wisły, gdzie na pagórku zwanym Pączek, miał według relacji ś.p. Kirkora robić poszukiwania archeologiczne dawniejszy pleban ś.p. ks. Leszczyński i znaleźć w głębokości zaledwie pół łokcia pod ziemią na zgliszczu ułamki stopionego bronzu wraz ze zwęglonemi ziarnami różnego zboża”.
Po zapoznaniu się z relacjami miejscowymi i oględzinach topograficznych, prof. Demetrykiewicz doszedł do wniosku, że jest bardzo prawdopodobne, iż przedmioty znalezione przez ks. Jana Leszczyńskiego, a znajdujące się w Muzeum Akademii Umiejętności w Krakowie, pochodzą z początku XIX w. tj. czasu, kiedy – jego zdaniem, spłonął znajdujący się w tym miejscu kościół. Nie są zaś eksponatami, za jakie uważał je Kirkor.
Do tego tematu powrócono jeszcze raz, ale już znacznie później, bo po II wojnie światowej. Stało się to za sprawą ponownych przypadkowych odkryć grobów ciałopalnych na miejscu dawnego dworu w Gorzycach. Jednak przy okazji tego zdarzenia, przeprowadzono także badania na stanowisku archeologicznym położonym we wsi Pączek (Góra Plebańska). Kazimierz Moskwa w publikacji: Cmentarzysko ciałopalne kultury łużyckiej w Gorzycach, pow. Tarnobrzeg, raz jeszcze potwierdza, iż według informacji A. H. Kirkora na terenie Pączka miano odkryć fragmenty koła brązowego oraz przepalone ziarna zboża. Wiadomość ta powtarzana był w późniejszych publikacjach, mimo iż W. Demetrykiewicz jeszcze w XIX wieku po obejrzeniu materiałów z Pączka złożonych w Muzeum Archeologicznym Akademii Umiejętności w Krakowie, zakwestionował ich pochodzenie, dotąd uznawane za archeologiczne. Jego zdaniem wykopaliska z Pączka należy wiązać z pożarem zabudowań plebańskich, co miało miejsce niedawno przed dokonaniem odkryć. Wykopaliska przeprowadzone na Pączku w 1968 r. przez zespół pracowników Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków Archeologicznych w Rzeszowie miały zweryfikować dotychczasowe poglądy z tym stanowiskiem archeologicznym. W trakcie poszukiwań żadnych zabytków jednak nie stwierdzono.
Po wyjaśnieniu sprawy znalezisk ks. Jana Leszczyńskiego na Górze Plebańskiej, możemy omówić temat badań archeologicznych na cmentarzysku ciałopalnym zlokalizowanym na terenie dworu w Gorzycach.
Folwark – o którym będziemy dalej mówić, a w jego obrębie także dwór, położony był na niewielkiej wyniosłości terenu pomiędzy zakolem starego Sanu a dawnym łożyskiem Łęgu. Dzisiaj miejsce to znajduje się przy ulicy Pańskiej w Gorzycach.
Pod koniec XVIII wieku folwark a także cały majątek Gorzyce stał się własnością rodziny Wiktorów, a dokładniej – Konstantego Wiktora. Miało to miejsce – jak podaje Adam Grzywacz w Kronice wsi Gorzyce, około 1792 r. Niestety nasza wiedza o rodzinie Wiktorów i funkcjonowaniu majątku jest obecnie bardzo uboga i zamyka się w obrębie bardzo krótkiego przekazu uczynionego przez wspomnianego już wcześniej A. Grzywacza:
„Dawny dwór był w miejscu dzisiejszego domu Wincentego Hary, jest do dziś dwie ściany murowane, bardzo stare, widocznie pochodzące z budynku dawnego dworu, gdyż chłopi budynków nie murowali. Numerowanie domów w Gorzycach wskazuje także, że tam był dwór Nr 1. W pobliżu Wincentego Hary są domy Maryi Sikora Nr 2, Jędrzeja Wójcika Nr 3, Jędrzeja Świrgula Nr 4, Franciszka Drzymały Nr 5 itd.
Konstanty Wiktor wybudował dwór w innym miejscu, gdzie dziś mieszka Karol Skura, przez pola wyciął drogę do nowego dworu i postanowił w pobliżu swego domu wybudować kościół.
Proboszcz ks. Ulatowski nie zgadzał się na przeniesienie kościoła z górki plebańskiej do Gorzyc i proces trwał podobno przez 30 lat. Stało się według życzenia Wiktora i kościół, plebanię, stajenki wybudowano w Gorzycach. Zasiał tym sposobem nienawiść pomiędzy parafianami a proboszczem pod względem restauracji budynków plebańskich w Pączku, powstało bowiem dwie plebanie z których plebania w Gorzycach uważana została za mieszkanie proboszcza. (…).
Śladów po Wiktorach dzisiaj w Gorzycach próżno szukać, poza jednym wszakże wyjątkiem: jest nim kaplica cmentarna, gdzie złożone zostały prochy dwóch braci Mieroszewskich – Jana i Jacka. Obaj pochodzili ze znanej i wpływowej w Małopolsce rodziny Mieroszewskich.
Co łączyło Mieroszewskich z Wiktorami? Otóż córka Jana Mieroszewskiego, - którego doczesne szczątki zostały złożone w pięknej, neogotyckiej kaplicy na gorzyckim cmentarzu, wyszła za mąż za Franciszka Wiktora. Jak wynika z biogramu Jana Mieroszewskiego w PSB, miał on z małżeństwa z Marią Rusocką córkę Julię, która niestety zmarła w roku 1834 w parafii Kazimierza Wielka w Królestwie Polskim. W Archiwum Państwowym w Kielcach w aktach stanu cywilnego parafii Kazimierza Wielka nie udało mi się odnaleźć aktu zgonu wspomnianej Julii Wiktorowej. Był tam natomiast akt zgonu Emilii Mieroszewskiej, córki Jana i Marianny z Rusieckich, lat 34. (…). We wspomnianej kaplicy na cmentarzu gorzyckim, - kaplicy ufundowanej przez Wiktorów, gdzie złożono prochy braci Mieroszewskich, są na jednej ze ścian dwa epitafia:
Tu leży
Jan Mieroszewski
Syn Wojciecha i Katarzyny
z Kotkowskich
zmarły na dniu 16 listopada 1842 roku
pokój Cieniom Jego
pozostała w żalu Córka prosi przechodnia
o wspomnienie
Tu leży
Jacek Mieroszewski
Syn Wojciecha i Katarzyny
Z Kotkowskich
Zmarły w dniu 2 września 1850 roku
pokój Cieniom Jego
pozostałe w żalu Córki proszą przechodnia
o westchnienie
(…). Wracając do Jana i Jacka Mieroszewskich, ich pobyt w Gorzycach musiał trwać kilka lat, skoro jeden zmarł w 1842 r., drugi zaś 8 lat po nim. Trudno także stwierdzić dokładnie datę wzniesienia kaplicy na ich mogiłach. Z zapisów inwentaryzacyjnych znajdujących się w Delegaturze Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Tarnobrzegu wynika, że wybudowano ją w II połowie XIX wieku w stylu neogotyckim na rzucie prostokąta półkoliście zwieńczonego. Jest to budowla murowana z cegły na zaprawie wapiennej, obustronnie tynkowana. Posiada posadzkę cementową, strop drewniany, belkowy z podsiębitką. Więźba dachowa drewniana, dach kryty blachą. Z boków posiada dwa okna drewniane, jednoskrzydłowe, wielopolowe. Drzwi frontowe, górą przeszklone.
Całość kaplicy tworzy bryłę prostopadłościenną z półkolistą apsydą i parawanową fasadą, nakrytą dwuspadowym dachem przechodzącym w półstożek. To tyle na temat Mieroszowskich i ich związków z Gorzycami; temat równie ciekawy, co mało znany.
Powróćmy ponownie na plac dworski, położony w niewielkiej zresztą odległości od wspomnianej kaplicy cmentarnej. To tutaj wiosną 1912 r., a dokładniej około połowy kwietnia, włościanin o nazwisku Karol Skura, orząc pierwszy raz dawne podwórze dworskie, natknął się na kilka popielnic pochodzących z cmentarza przedchrześcijańskiego. Pomiędzy ruinami dawnych pokojów i kuchni dworskiej, na niewielkiej przestrzeni około trzech metrów kwadratowych odkryte zostało kilka popielnic napełnionych ziemią zmieszaną z prochami ludzkimi. Znajdowały się dość płytko, bo około 10 cm pod powierzchnią gruntu. Zaskoczony znaleziskiem Karol Skura przypomniał sobie jak przed laty, gdy służąc w austriackim wojsku w Wiedniu, zabranym został jednego razu przez swojego kapitana na zwiedzanie cesarskiego muzeum przyrodniczego. Tam widział urny gliniane, klejone nawet z kawałków, oraz inne przedmioty, o których opowiadał mu wspomniany kapitan. Stąd mając świadomość, iż znalezisko może być cennym, powiadomił o tym fakcie wójta gminy Adama Grzywacza.
Ten z kolei 20 kwietnia drogą urzędową poinformował Starostwo Powiatowe w Tarnobrzegu. W krótkim piśmie donosił także, iż popielnice owe były tak zniszczone, że żadna nie dała się wyjąc w całości. Spodnią połowę jednej popielnicy wyjął Skura całą, trzymał w przechowaniu u siebie, lecz i ona przy przenoszeniu na pół się rozłupała. Reszta popielnic została pozostawiona w ziemi do dalszej decyzji Starostwa.
Ze Starostwa pismo to trafiło do Archiwum Miejskiego w Krakowie, do rąk Stanisława Tomkowicza, wybitnej postaci w dziejach polskiego konserwatorstwa. A stąd zapewne do profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego Włodzimierza Demetrykiewicza, który miał je już 3 maja. W kilka dni później – 6 maja 1912 r., z Wydziału Rady Powiatowej Tarnobrzeskiej podobnej treści pismo także trafiło do Włodzimierza Demetrykiewicza, z prośbą o podjęcie dalszych zarządzeń dotyczących odkrytych popielnic.
Ponieważ profesor Demetrykiewicz był w tym czasie akurat chory, a sprawa wymagała podjęcia natychmiastowych kroków dla ratowania odkrytego wykopaliska, toteż postanowił wysłać do Gorzyc swoich dwóch starszych studentów archeologii, którzy jednocześnie pełnili funkcję asystentów w Muzeum Archeologicznym Akademii Umiejętności. A że nie znali oni tutejszej okolicy, ani panujących tu warunków, w tym nie mieli się gdzie zatrzymać, Demetrykiewicz zwrócił się o pomoc w tej sprawie do ówczesnego dyrektora Szpitala Powszechnego w Tarnobrzegu dra Urbanika. W następnym liście poinformował doktora Urbanika, że wspomniany asystent Michał Drewko, słuchacz 4. roku archeologii, właśnie wyjechał z Krakowa do Nadbrzezia, a stamtąd do Gorzyc. Prosił o kontakt z nim i ewentualną pomoc. Aby ułatwić zadanie swemu asystentowi, prof. Demetrykiewicz zaopatrzył go w stosowny list polecający: „Wystawiając niniejszą legitymację i uprawnienie urzędowe WPanu Michałowi Drewce stosownie do Rozp. C.k. Namiestnictwa z dn. 23 lipca 1897 L. 44642 upraszam uprzejmie jako właściwy c.k. Konserwator wykopalisk oraz jako specjalny delegat Cesarskiej Akademii Umiejętności dla badania zabytków przedhistorycznych w Kraju: Świetne c.k. Władze Rządowe i Autonomiczne, Przewielebne Duchowieństwo i wszystkie Osoby, którym interes nauki nie jest obojętny, aby raczyły życzliwie i skutecznie popierać i ułatwiać prace oraz zabiegi mego wysłannika i zastępcy.
Kraków 9 maja 1912.
Dr Włodzimierz Demetrykiewicz Profesor archeologii na Uniwersytecie Jagiell. c.k. Konserwator wykopalisk”.
Michał Drewko przyjechał do Gorzyc w piątek 10 maja 1912 roku około godziny trzeciej po południu. Od razu odszukał dom wójta Adama Grzywacza i wspólnie udali się do Karola Skury, na gruncie którego znajdowały się odkryte urny. A ponieważ nie mieszkał on daleko, toteż niebawem wszyscy znaleźli się na dawnym placu dworskim. Było to piaszczyste pole zasiane już prosem, za wyjątkiem owych kilku metrów kwadratowych, gdzie odsłonił się fragment cmentarzyska przedhistorycznego. Ktoś przezornie zakrył to miejsce dachem gontowym z kuchni dworskich. Nie ulegało jednak wątpliwości, że urny znajdują się na znacznie większej przestrzeni.
Drewko jeszcze tego samego dnia późnym popołudniem podjął prace wykopaliskowe. Zaczął je od kuchni dworskiej ku polu. Następnego dnia od rana wznowił pracę i kontynuował do wieczora. Ogółem wydobył 16 naczyń – urn i przystawek. Prawie wszystkie były potłuczone. Jedna popielnica tylko wydobytą została zupełnie cała, drugie naczynie prawie całe – reszta same kawałki. Przyczyna tego tkwiła prawdopodobnie w tym, że kopał on akurat w miejscu dawnej drogi i stąd poczynione zniszczenia w płytko zakopanych urnach. Pisząc w sobotę list do prof. Demetrykiewicza i zdając relacje z pierwszego dnia pracy, opisywał wydobyte naczynia jako „łużyckie, czarne wyłącznie (prawie), znaczna część ornamentowanych w trójkąty równoległych kresek lub guzy otoczone półkolami koncentrycznymi. Jedyna urna, którą wydobyłem zupełnie całą posiada ornamentykę z guzów. Bronzu jeden kawałek”.
W dalszej części listu informował profesora o żądaniu przez Karola Skurę trzydziestu koron za grunt zajęty tymczasowo pod wykopaliska. Dotyczyło to zarówno niezasianego prosem pola, jak również zasiewu, który niebawem zniszczonym zostanie. Dodał także, że jak na miejscowe warunki, nie jest to kwota wygórowana i można ją zapłacić. Niemniej oczekiwał zgody swojego przełożonego. Drewko nie mógł jednak skontaktować się z dr Urbanikiem w Tarnobrzegu. Wysłał nawet list do niego przez jednego gospodarza udającego się tam, ale okazało się doktor wyjechał podobno do Krakowa. Toteż sam musiał poszukać sobie noclegu i znalazł go na miejscowej plebanii u proboszcza ks. Jaronia.
W trakcie tego sobotniego kopania okazało się, że urn z przystawkami jest dużo więcej niż Michał Drewko wstępnie przewidywał. Stąd też poprosił profesora Demetrykiewicza o przysłanie do pomocy Leona Kozłowskiego. Jemu samemu odkopanie wszystkiego, zinwentaryzowanie i przygotowanie do wysyłki do Krakowa, zajęłoby ponad tydzień czasu. Sugerował nawet, aby sam Demetrykiewicz zechciał chociaż na chwilę pojawić się w Gorzycach dla podjęcia decyzji co do kierunku i metod dalszego prowadzenia prac.
W liście do prof. Demetrykiewicza datowanym 11 maja 1912 r., dr Ryszard Urbanik pisał: „Jaśnie Wielmożny Panie Profesorze!
Najuprzejmiej przepraszam za zwłokę w odpowiedzi, lecz dopiero wróciłem po kilkutygodniowej nieobecności. Natychmiast po otrzymaniu listu Pana Profesora zająłem się sprawą, która już jest w zupełności załatwioną. Pan Starosta wysłał już polecenie do gminy Gorzyce i wystawił już rodzaj legitymacji dla wysłannika Pana Profesora. Wobec tego pan ten nie ma potrzeby przedstawiania się w Starostwie. Niechaj więc uczeń Pana Profesora zajedzie do mnie – poczem będę mu osobiście towarzyszył i w ogóle będę w zupełności do jego dyspozycji.
Z mej strony zaproponowałbym przyjazd w każdym razie w którejś drugiej połowie tygodnia. Czwartek, piątek, sobota, są to dni z wielu względów najkorzystniejsze, żadną zaś miarą nie środa (dzień tut. targów).
Prosiłbym o zawiadomienie mnie na kilka dni wprzód o przyjeździe (….).
Raczy Pan Profesor przyjąć wyrazy pełne największego szacunku.
Urbanik”.
Dwa dni później dodawał: „Wróciwszy dzisiaj rano po 2 ½ dniowej nieobecności zastałem w domu wiadomości, które mnie strapiły, gdyż okazuje się, że wskutek zbiegu niekorzystnych okoliczności plany moje co do współdziałania z asystentem Pana Profesora zostały zupełnie pokrzyżowane. Zastałem także list, w którym mi pan Drewko donosi, że rozpoczął roboty w piątek. Przypuszczając, że jeszcze obecnie ich nie ukończył, wysłałem równocześnie z obecnym listem depeszę do Gorzyc z zapytaniem, czy p. Drewkę jeszcze zastanę, gdyż chciałbym choć w części spełnić ten dla mnie tak miły obowiązek ułatwienia mu jego poszukiwań.
Nie znajduję wyrazów, by Panu Profesorowi przedstawić jak mi przykro, że nie miałem możliwości wypełnić mojej obietnicy. W razie gdybym już p. Drewki nie zastał w Gorzycach, ośmieliłbym się prosić Pana profesora o łaskawe spowodowanie, by pan Drewko zechciał łaskawie donieść mi w kilku słowach o wyniku swej ekspedycji. Sądzę, że Pan Profesor uwzględni mą prośbę podyktowaną zainteresowaniem się mojem sprawami … t.zw. patriotyzmem lokalnym. Za spełnienie tej prośby byłbym Panu Profesorowi szczerze zobowiązanym. Prosiłbym także Pana Profesora o łaskawe podanie mi adresu Pana Drewki w Krakowie.
Raczy Pan Profesor przyjąć wyrazy pełne najgłębszego szacunku i wysokiego poważania.
Urbanik”.
Na odpowiedź prof. Demetrykiewicza dr Urbanik nie oczekiwał długo: nadeszła niebawem: „Wielmożny Panie Dyrektorze!
Przykro mi, że przez przypadkowy zbieg okoliczności a głównie przez wyjazd Wielmożnego Pana Dyrektora, nie mogliśmy współdziałać przy wykop. w Gorzycach.
My tu w Krakowie musieliśmy się śpieszyć, bo przyszło doniesienie ze Starostwa potem z Rady powiatowej zaalarmowano Biuro centralne Konserwatora a zresztą zwłoka w takim razie zawsze szkodzi, więc nie mogąc sam wysłałem mego ucznia i asystenta z Muzeum Akad. p. Michała Drewkę dając mu legitymację urzędową jako mego specjalnego delegata względnie zastępcy c.k. Konserwatora.
Wskutek relacji Pana Drewki, że rzecz jest ważna i obszar większy, wysłałem mu do pomocy w poniedziałek drugiego doświadczonego ucznia p. Leona Kozłowskiego.
Obecnie prawdopodobnie Pan Dyrektor już zetknął się na miejscu z moimi wysłannikami i miał sposobność oglądać wykopaliska.
O ile wiem, trudność leży w tem, że gospodarz właściciel gruntu p. Skura żąda wynagrodzenia dość znacznego (jak na nasze stosunki) za przekopanie gruntu cmentarzyska tj. 30 koron. Boję się również czy nasi wysłannicy znajdą na miejscu potrzebną ilość pak i papieru do pakowania oraz siana, słomy lub wiórów do pookładania następnie dość szpargałów, względnie tasiemek do bandażowania popielic. Również chodzi o chwilowy bezpieczny magazyn na wydobyte popielnice, aby przed zapakowaniem nieco przeschły.
Więc o ile by JW. Pan Dyrektor miał coś w przytoczonym kierunku dopomóc, to proszę bardzo.
Tamtejszy typ popielnic, typ popielnic ozdobnych nie jest reprezentowany w całych i dobrych egzemplarzach …. więc z punktu widzenia wyższego interesu naukowego muszę obstawać przy tem, żeby wykopaliska nie rozproszono, tylko żeby się ono dostało w komplecie do Muzeum Akademii, jako Muzeum centralnego.
Oczekuję od moich wysłańców dobrych relacji czy pieniądze im wystarczą, czy też trzeba mu więcej posłać funduszów, oraz czy niema tam czegoś naukowo lub faktycznie ważnego, co wymagałoby koniecznie mej osobistej interwencji na miejscu. Moje zdrowie teraz mniej zadawalające i inne pilne sprawy mnie zatrzymują. W razie konieczności w najlepszym razie mógłbym pojechać dopiero we czwartek.
Nie można zapomnieć, że nasze fundusze na wykopaliska są w ogóle skromne i z tem nauczmy się liczyć. Miło byłoby mi otrzymać ewentualnie jakieś pomyślne wiadomości o przebiegu … także od Wielm. Pana Dyrektora o ile czas i zajęcia Mu na to pozwolą.
13 maja wieczorem zjawił się w Gorzycach drugi wysłannik prof. Demetrykiewicza, Leon Kozłowski. Z Krakowa do Dębicy dostał się „kuryerem”, stąd zaś do Tarnobrzega już koleją. Dalej odbył podróż ponownie końmi. Następnego dnia, we wtorek, o piątej rano podjął wraz z Drewką dalsze poszukiwania na cmentarzysku gorzyckim. Przekopali około 25 metrów kwadratowych powierzchni, gdzie znaleźli 10 grobów zawierających 28 naczyń; nie było tam jednak przystawek, – które przeważnie znajdowały się wewnątrz popielnic. Popielnice – co szczególnie podkreślał L. Kozłowski, były pięknie, przeważnie plecionką ornamentowane.
Tego samego dnia wieczorem Michał Drewko pisał w liście do Krakowa: „Wielce Szanowny Panie Profesorze!
Dotychczas wydobyłem sam wraz z kol. Kozłowskim około 50 naczyń, z tych kilka zupełnie całych a z reszty więcej niż połowa da się skleić ze skorup kompletnie. Mamy kilka małych przystawek, trzy małe wyroby bronzowe i jeden okrzosek (nożyk) krzemienny. Wczoraj wydobyłem jedno całe naczynie, należące do najpiękniejszych, czarne ozdobione festonami imitującemi sznur – dziś zaś znaleźliśmy kilka naczyń czarnych, pięknie ozdobionych (przeważnie plecionkowe trójkąty). Ogółem przekopaliśmy około 30 m kwadr. Robimy wspólnie mając do pomocy jednego robotnika. Od jutra bierzemy jeszcze drugiego i mamy nadzieję, że za dzień lub dwa całą robotę ukończymy. Cenę jaką zażądał gospodarz Skura postanowiliśmy wypłacić, ponieważ w stosunku do ceny gruntów w okolicy wcale nie jest wysoką.
Drewko”.
Cztery dni później, 18 maja - ucieszony wielkością odkryć, ale także i strapiony bieżącymi problemami, prof. Demetrykiewicz informował swoich wysłanników o bytności dr Urbanika w Krakowie i wspólnej z nim rozmowie. Miał on nawet w drodze powrotnej wziąć pieniądze dla Drewki i Kozłowskiego na pokrycie bieżących wydatków związanych z badaniami, ale odmówił, obiecując, iż pokryje je na razie z własnych środków, a później Akademia Umiejętności mu je zwróci. Dr Urbanik miał być w Gorzycach w poniedziałek 20 maja.
Tymczasem Demetrykiewicz pytał o postęp prac i wyrażał obawy, czy aby będzie w co pakować wydobyte eksponaty dla przewiezienia ich do Krakowa (liczę, że macie gdzie mieszkać i co jeść? i czy macie w co pakować). Pojawił się także inny problem: Rada Powiatowa Tarnobrzeska niedwuznacznie dała do zrozumienia, iż byłoby dobrym rozwiązaniem, aby niektóre z popielnic pozostały na miejscu i trafiły do „Muzeum powiatowego w Tarnobrzegu”. Widocznie myśl zorganizowania takiej placówki muzealniczej na szczeblu powiatu już wówczas istniała. Jak poważna to była koncepcja, trudno dzisiaj oceniać, niemniej jest to ciekawa informacja. Demetrykiewicz rozumiał potrzebę pozostawienia jakiejś części uzyskanych zabytków w powiecie tarnobrzeskim, niemniej na razie pragnął je przewieźć do Krakowa dla dokładnego zabezpieczenia i zbadania. Po zinwentaryzowaniu gdyby okazało się, że niektóre obiekty są w kilku egzemplarzach, lub bez których można by się było obejść, planował przekazać je w darze do Muzeum w Tarnobrzegu.
Zapewne do soboty 18 maja najważniejsze prace w Gorzycach zostały wykonane, bowiem w poniedziałek Drewko i Kozłowski byli w Sokolnikach w tzw. rewirze Pogoń. Szerzej pisaliśmy o tym wcześniej, przy miejscowości Sokolniki. W tym miejscu wypada dodać, że prace wykopaliskowe na cmentarzysku w Sokolnikach były niemniej udane, niż te w Gorzycach. We wtorek, 21 maja Drewko pisał do Krakowa: „Z Sokolnik wysłałem dwie ostatnie paki z wykopaliskami ważące razem 160 kg, – zatem jest ich razem z wysłanemi przez kol. Kozłowskiego – 15. Właśnie, gdy byłem na stacji w Grębowie ładowano 13 pak Kozłowskiego do wagonu- przyczem jednej oderwało się dno, lecz na szczęście miałem przy sobie gwoździe i robotników, wiec kazałem je zabić. Poinformowano mnie, że paczki dojadą do Krakowa może bez przeładowywania, jeżeli w Tarnowie wypełnią wagon.
Obecnie pakuję materiał z Gorzyc. Jeżeli nie zrobię jeszcze jakiej małej wycieczki do Sandomierza – to w czwartek lub piątek spodziewam się być w Krakowie. Podarki grobowe zabieram ze sobą”.
Można powiedzieć, że około 24 maja zakończył się pobyt archeologów w Gorzycach i Sokolnikach. Trwał zatem dwa tygodnie. Jak wynika z późniejszych badań, już powojennych, – o czym piszemy niżej, Drewko i Kozłowski nie przebadali dokładnie podwórza dworskiego w Gorzycach, pozostawiając wiele urn w ziemi. Mimo to, można powiedzieć, że pobyt ten okazał się owocny. Po raz pierwszy bowiem podjęto badania tego dość rozległego cmentarzyska ciałopalnego. Oczywiście wiele lat wcześniej przy wznoszeniu dworu, budynków folwarcznych oraz zagospodarowywaniu całego placu dworskiego, na pewno natrafiano na pojedyncze popielnice, ale zapewne nikt na to nie zwrócił baczniejszej uwagi. Poza tym odkrycie w 1912 roku trafiło na większą już świadomość archeologiczno-historyczną społeczeństwa, zatem miało większe możliwości pełniejszej realizacji.
20 lipca 1912 r. prof. Włodzimierz Demetrykiewicz imieniem Zarządu Muzeum Archeologicznego Akademii Umiejętności w Krakowie przesłał do wójta wsi i gminy Gorzyce „gorące podziękowania za oficjalne doniesienie do c.k. Starostwa oraz Wydziału Rady Pow. w Tarnobrzegu o odkryciu cmentarzyska ciałopalnego z urnami na dawnym podwórzu dworca w Gorzycach, wskutek tego zostało umożliwione dokonanie naukowych badań i poszukiwań archeologicznych na tymże cmentarzysku przez wysłanników naszego muzeum. Badania te stwierdziły z całą pewnością naukową, że w miejscu dzisiejszej wsi Gorzyce istniała osada już 1000 lat przed nar[odzeniem] Chr[ystusa]”.
TŁUMACZ JĘZYKA MIGOWEGO W URZĘDZIE GMINY
Osoby niesłyszące przy załatwianiu administracyjnych spraw mogą skorzystać z pomocy tłumacza migowego.
Wystarczy zgłosić chęć skorzystania z tej usługi 3 dni przed planowaną wizytą w Urzędzie Gminy osobiście lub korzystając z pomocy osoby trzeciej dzwoniąc pod numer (15) 8362 075, a także wysyłając faks pod numer (15) 8362 209 oraz e-maila na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
